język | wybór strony | obecna wystawa | byłe wystawy | nowości

forum | księga gości | o galerii | o właścicielu galerii | linki | logowanie | kontakt


Esej Erica Wayne'a

26.12.2014, 22:40
Teszner
Znalazłem dzisiaj krótki ale ciekawy esej Erica Wayne, który pisze o sobie jako: artysta, nauczyciel, filozof, głupiec. Magister sztuki uniwersytetu Irvine w Kalifornii. Oto przekład z angielskiego:

"
Krzyżoformy Zdzisława Beksińskiego.

To ciekawe, ale nigdy wcześniej nie słyszałem o Zdzisławie Beksińskim. Aż do przedwczoraj. Chyba nie pomógł mi fakt, że jest Polakiem, a jego pełne nazwisko jest wręcz niemożliwe do przeczytania w języku angielskim, począwszy od beznadziejnych trzech liter: ZDZ. Zapewne widziałem jego dzieła wcześniej, ale może myślałem że to nowe kreacje. Albo zaliczałem je do legionów naśladowców, takich jak znajdujemy na portalu DeviantArt. Odkrywanie Beksińskiego jest jak dorastanie na drugiej lub trzeciej fali rocka progresywnego i pochodnych. Lub heavy metalu, a następnie odkrywanie wczesnego Genesis czy Black Sabath. Orientując się nagle że ten styl nie jest pochodną, ale że ja tylko tak naprawdę podążałem za innymi wyznawcami.
Zanim sklasyfikujemy go jako kolejnego z dzisiejszych artystów fantasy lub sci-fi, należy zwróć uwagę na serię jego wczesnych ukrzyżowań (1969 r). To jest nowatorstwo, a jego prace to więcej niż fantasy, gdyż tak wielorakie interpretacje ukrzyżowania sygnalizują apokaliptyczny krajobraz, w którym paradygmaty kultury i struktury wierzeń są zmutowane, zdecentralizowane, lub rozłożone. Wszystkie jego prace wiąże ciemna wizja, która jest czymś więcej niż horrorem. Stanowi ona odbicie rzeczywistości w jakiej żył. I choć niektórzy mogą próbować powiedzieć, że jego sztuka była zapowiedzią własnego morderstwa (został pchnięty nożem 17 razy przez syna swego opiekuna, bo nie chciał pożyczyć mu pieniędzy), naprawdę nie sądzę, że to możliwe. Jednak jego straszliwa śmierć sprawia, że trudno się niezgodzić, że jego prace są dostatecznie ciemne, aby odzwierciedlić jego własny los. Osobiście nie jestem całkowicie pewien, czy czas biegnie liniowo i że przyszłość nie ma wpłytu na przeszłość. Niewątpliwie Beksiński żył w świecie, z podziemnym ciemnym i niebezpiecznym nurtem, który z powodzeniem przedstawiał.
Nic nie trzeba mówić o obrazach Beksińskiego, ponieważ odnoszą one sukces w kategoriach czysto wizualnego języka. Dlatego nawet on sam nie nadawał im nazw. Można interpretować przedmiot i argumentować w tym czy tamym sensie. Ale równie dobrze można pisać, czy dany przepis smakuje, zamiast po prostu zjeść tę potrawę. Taki rodzaj pisania o sztuce, na przykład o Jackson Pollock'u, może pomóc ludziom obejść przeszkody, które utrudniają im otwarte patrzenie. Ale po próbie zrozumienia obrazów, cała retoryka nie ma znaczenia. Należy je lubić niewerbalnie.
I to jest interesujący problem całej teorii sztuki współczesnej: werbalna w pierwszej kolejności, wizualna w drugiej. Albo wcale. Plakat na ścianie uznającej jego znaczenie kulturowe i polityczne okazuje się być bardziej istotny niż sama praca. Prace są nośnikiem płatnego kontekstu, który wyznacza ich ważność i cenę. Nurt sztuki, który przemawia czysto wizualnie nie jest tego częścią. I został pozostawiony w cieniu tego co nazywa się sztuką konceptualną. To właśnie dlatego nigdy nie słyszałem o Beksińskim. Jest on artystą, trochę jak Alex Grey, HR Giger, Roger Dean, lub Mati Klarwein. Oni są często masowo popularni, ale nigdy nie są wymieniani w kontekście sztuk pięknych. Każdy zna Gigera z filmów "Alien" i być może z okładek ELP. Ja jestem magistrem sztuk pięknych, ale nigdy nie spotkałem się z dziełami Beksińskiego, Greya, Deana, lub Klarwein'a. W akademii sztuk jest oczywiste przekonanie, że tego typu artyści to przekleństwo. I jeśli któryś z nas mówił o nich, automatycznie był "martwy na starcie". Ale nie wymienianie ich to jak rozmowa o muzyce 20 wieku bez wzmianki o Led Zeppelin, Jethro Tull czy Black Sabbath. I można łatwo zrozumieć, dlaczego ludzie skupiają swoją uwagę gdzie indziej, a nie czują wyrzutów sumienia wobec innych artystów. Historia jest niekompletna i przekrzywiona bez ich udziału.
Dobrze rozumiem, dlaczego wykładowca sztuk będzie wahał się nauczać o tych artystach. Ponieważ prawdopodobnie wielu studentów z zapałem zacznie ich naśladować. A całą trajektorią sztuki współczesnej jest kierowanie młodych artystów z dala od pokus podejmowania "wizjonerskich" lub bardzo pomysłowych rodzajów prac. Młodych ludzi wystawia się na ogrom pracy i różne style. Ale czemu całkowicie pomija się to malarstwo?
Beksiński został zamordowany w 2005 roku, aczkolwiek jego prace wyglądają bardziej współcześnie. Są ponadczasowe. Jestem pewien, że wielu ludzi świata sztuki lekką ręką odrzuci jego dzieła, podziwiając za to wysoce refleksyjnego i nudnego w środkach Koons. Lub skrzywią usta w przekonaniu że prace Beksińskiego są wizualnie nieinteresujące, trudne do polemiki. Moim zdaniem Beksiński jest wybitnym artystą, niezależnie, czy się go lubi czy nie. Jego piękne seryjne interpretacje ukrzyżowania są tego najlepszym dowodem.

Eric Wayne.

http://artofericwayne.com/2014/12/15/the-cruciforms-of-zdzislaw-beksinski/

27.12.2014, 17:59
msbg
Ciekawe i bezpretensjonalne spojrzenie. Bardzo fajne.

28.12.2014, 20:26
Teszner
Maria Mojnihan, młoda Ukrainka mieszkająca w Ługańsku. Prowadzi internetowe dzienniki o sztuce, w języku angielskim. Po lekturze Grzebałkowskiej napisała krótki artykuł, który przełożyłem poniżej:

"
Nigdy nie byłam członkiem kultu Beksińskiego. Mój brak zainteresowania nie był w żaden sposób spowodowany próbą omijania tego "nurtu". Nawet jeśli trzeba było zachować imponującą ilość zimnej krwi na dziesiątki kombinacji jego obrazów "tych strasznych", ciężkich jak heavy metalowe utwory. Lub tych "lirycznych", bolesnych jak ballady śpiewane przez panie, wyglądające tak, jakby zostały uwięzione w czasowej pętli święta zmarłych. Takim oto rzeczom moi znajomi bili pokłony w roku 2000. Pokłony wzmocnione ułatwionym dostępem do Internetu. Aczkolwiek moja obojętność (i czasem rozdrażnienie) spowodowane były niemożnością odróżnienia ZB od hordy jego naśladowców: podrobione oryginalne dzieła, dzieła mgliście reminiscencyjne, i obrazy typu "ku pamięci". Brnęłam przez to wszystko zauważając, że Polak ten był niezmiernie płodnym artystą. (Prawdę mówiąc naprawdę był.) Lecz ogrom błędu w jakim tkwiłam, pojęłam dopiero wtedy, gdy natknęłam się na artykuł w Indiewire pt "Giger-groteska". Artykuł o tym, że Geiger nie ma prawa istnienia bez swoich naśladowców. Podobnie jest z Beksińskim. W trakcie gdy pierwsza armia bada śliskość, szklistość, metaliczność, fizyczność - żołnierze Beksińskiego zanurzyli się w pylistej, jedwabistej, pajęczynowatej metafizyce. I nigdy nie wychodzą poza te przymiotniki.
Nigdy nie byłam zwolenniczką Beksińskiego. Biografię jego i Tomasza Beksińskiego ("Portret podwójny"), napisaną przez Magdalenę Grzebałkowską, kupiłam pod wpływem impulsu. Podczas targów książki we Lwowie. Miałam poważne wątpliwości, czy będę w stanie czytać w języku polskim, ale przedstawiciel wydawcy namawiał mnie, żeby ją kupić. "Niech Pani zobaczy, mam tylko jedną kopię. Ktoś może kupić, zanim obejdzie Pani dalsze stoiska." Szczerze wątpiłam, że katolickie zakonnice, tłumnie odwiedzające targi tego dnia, ulegną pokusie aby pozbawić mnie biografii Beksińskiego - ale pomyślałam, do diabła z tym.
Więc.
Uwielbiam tę książkę.
Myślę, że nie powinnam się ostentacyjnie rozwodzić na temat uderzającego człowieczeństwa bijącego od tego świetnego artysty. (Książka po części składa się z transkryptów zatargów rodzinnych, zabawnych monologów ZB, psioczenia na krytyków i różnych błyskotliwych uwag.) "Portret podwójny "warto przeczytać z różnych powodów, ale jest absolutnie niezastąpiony jako wgląd w rzeczy stanowiące mikro-kosmos kulturowy ZB i TB, zanim oni sami stali się luminarzami, znanymi i podziwianymi. "

Wyślij komentarz »


modyfikacje strony
język | wybór strony | obecna wystawa | byłe wystawy | nowości

forum | księga gości | o galerii | o właścicielu galerii | linki | logowanie | webmaster | kontakt